środa, 13 października 2010

maraton uczelniany

Nie o bieganiu bynajmniej będzie tu mowa. Żadne tam biegi z dziekanem tudzież za nim, choć to akurat na uniwerkach coraz częstsze jeśli chce się załatwić jakąkolwiek sprawę. 

Moje maratony to nic innego jak przesiadywanie na uczelni od rana do wieczora na zajęciach, które wydają się nie mieć końca. Ehs czy tylko ja tak mam, czy wam też zdarza się przysypiać w porze popołudniowej? 

Ostatnio próbowałam zabrać sobie książkę na wykład, ale szanowny pan wykładowca miał tak uroczo usypiający tembr głosu, że mowy nie było żebym mogła się skupić na czytaniu, bo oczy same mi się zamykały - jakby mi ktoś bajkę na dobranoc czytał ;) 

Może macie jakieś podpowiedzi. Jak utrzymujecie się przy życiu na nudnych wykładach? O ćwiczenia nie pytam, bo tam trzeba być w miarę na bieżąco no i w dodatku kontaktować, z czym u mnie nie jest najgorzej o dziwo;P 

Różowo może i nie jest, ale podoba mi się tam.

6 komentarzy:

  1. Jejku, zapracowana studentko! Jeszcze żyjesz, czy grozi CI już stan agonalny? ;) Dobrze, że ta lubość tego "TAM" daje Ci energię, siłę do działania. Mój sposób to pajacyki. Wczoraj zadziałały genialnie. Oczywiście na mrozie, bez kurtki ;)Wyglądałam dziwnie ale co tam. Kto by się przejmował.

    Nie zazdroszczę egzystencji w okolicach szpitalnych. Ja mieszkam trochę dalej od nich dlatego, kiedy czasami słyszę jadącą karetkę dręczą mnie te wszystkie myśli. Ale pewnie masz rację. Gdyby człowiek miał się tak tym wszystkim zadręczać, do chyba sama skoczyłabym z tego wieżowca.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm pajacyki fajna sprawa ale raczej nie wypróbuję tego na uczelni, znając moją koordynację ruchową albo i jej brak, zdolna byłabym wyrządzić sobie jeszcze jakąś krzywdę;)ale może jakaś nieskomplikowana gimnastyka poranna bardziej pomoże mi przetrwać dzień, dzięki za podsunięcie pomysłu! a z tym zapracowaniem to chyba wręcz odwrotnie;) brak jakichś zajęć pochłaniających więcej uwagi i czasu mi pewnie doskwiera, bo marudzę i zrzędzę bardziej na te wykłady, co to średnio mnie interesują albo na te okienka sporo za duże w ciągu dnia, kiedy załatwić nie da się za wiele a czas ucieka. Oprócz lubienia tam-tamu;)pociesza mnie fakt, że mam całkiem tam w porządku grupę i zrzędzimy razem;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A :) już wszystko jasne :) moje TAM ulubione będzie wtedy kiedy będę miała swój dom, swój kąt :) na razie moje TAM to kino lub sala gimnastyczna :) i praca ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, nie tylko Ty tak masz. Mimo, że jestem dopiero w LO nie mam czasu po tyłku się podrapać.
    [Jednakże moi nauczyciele nie pozwalają nam na zasypianie na lekcjach. Groźba pytania tydzież kartkówki zawsze skutkuje.]

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja naprawdę tęsknię za takim przesiadywaniem i na niego narzekaniem :)

    OdpowiedzUsuń